„Rzecz Czarnoleska – przepływa, otacza Nawiedzonego niepokoi dziwem.
Słowo się z wolna w brzmieniu przeistacza, staje się tym prawdziwem...”
Tak oto pisze o poezji Jana Kochanowskiego inny uznany poeta – Julian Tuwim. Wiersze Kochanowskiego potrafiły Tuwima olśnić, zaniepokoić, zaczarować. Czy potrafią zadziwić również nas? Wierzę, że tak, przynajmniej w stopniu, który pozwala odczuć, że obcuje się z naprawdę wielką poezją.
Czy na podstawie twórczości Kochanowskiego można poznać jego światopogląd? Z całą pewnością tak, bowiem stanowi ona obszerny zapis przeróżnych myśli i przeżyć, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie... Jakąś receptę na życie, strzęp własnego doświadczenia, jakąś refleksję o świecie, który od renesansu wcale się tak bardzo nie zmienił.
Kochanowski żył uczciwie i mądrze, chociaż na pewno nie był człowiekiem bez skazy. Starał się realizować stworzony przez etykę renesansu ideał „męża dobrego”, który życie swoje układa na wzór dzieła sztuki, dając rozliczne dowody prawości, rozsądku, roztropności, umiaru, piękna i cnót obywatelskich. Koleje losu artysty są ciekawe, chociaż nie obfitują w niezwykłe wydarzenia. Zresztą niesamowitych przygód i mocnych wrażeń Kochanowski nigdy nie pragnął. We fraszce „Do gór i lasów”, stanowiącej przetworzoną poetycko biografię, spisaną u kresu życia, poeta pisze: „... Gdziem potym nie był? Czegom nie skosztował?”. Student zgłębiający dzieła klasycznych filozofów, podróżnik zwiedzający osobliwości Europy, rycerz broniący honoru i ojczyzny, dworzanin wspierający najznakomitsze osobistości, duchowny, wreszcie szlachcic-ziemianin sławiący urodę wiejskiej arkadii – to funkcje, jakie mu przyszło w życiu pełnić. Zważywszy na ich liczbę i odmienność, wydaje się, że poetę można, podobnie jak mitycznego Proteusza, uznać za uosobienie zmienności i nieprzewidywalności. A jednak, kiedy się przyjrzeć faktom z życia artysty, okazuje się, że była to biografia raczej uporządkowana, co więcej – w swym kształcie odpowiadająca duchowi renesansu i uformowana zgodnie z wymogami epoki.
Światopogląd Kochanowskiego na podstawie „Fraszek” i „Pieśni” to opiewanie boskiej harmonii świata, stoicyzm, epikureizm, artyzm doskonały.
Fraszki pisał przez całe życie, dlatego stanowią one zbiór ponad trzystu utworów. Ich skala stylistyczna jest niezwykle rozpięta: żart miesza się tu z refleksją, powadze towarzyszy rubaszny humor, liryzm graniczy z satyrą. Oddaje to renesansową tendencje do uchwycenia rzeczywistości w jej wszystkich możliwych perspektywach. Są to również utwory zróżnicowane tematycznie. Poeta pisze w nich o ułomnościach ludzkiego charakteru, mówi o miłości, przemijaniu, o Bogu, o rodzinnym domu, o sobie samym... Wydobywa z ludzi i zdarzeń to, co wydaje mu się istotne, godne utrwalenia. Moim zdaniem tworzy on swoją własną wizję świata i jednocześnie ukazuje nam swój światopogląd.
We fraszce „O żywocie ludzkim” poeta przedstawia świat jako teatr, w którym człowiek jest tylko aktorem wychodzącym na scenę jedynie na chwilę. Bóg jest reżyserem tego teatru świata, pociąga za „sznurki” ludzkiego losu, czyniąc z człowieka marionetkę.
Utwór „Na dom w Czarnolesie” to afirmacja świata, jego harmonii i piękna, które człowiek otrzymuje w darze od Boga. Jest to koncepcja człowieka-kreatora, wznoszącego w boski porządek także cos od siebie.
We fraszce „Na nabożną” Kochanowski kpi z fałszywej pobożności. Jest to sugestywny portret przesadnie religijnej kobiety stojącej wciąż u konfesjonału. Analogiczny utwór „O kapelanie” zawiera kąśliwą ironię na temat duchowieństwa zaniedbującego swoje obowiązki duszpasterskie.
Refleksyjno-filozoficzna fraszka „Do gór i lasów” to przetransponowana artystycznie autobiografia zawierająca migawkową rekonstrukcję najważniejszych wydarzeń z życia poety. Jej puenta zawiera horacjańską maksymę „carpe diem”.
Uważam, że również w „Pieśniach” Kochanowski doskonale ukazał swój światopogląd. Okazał się admiratorem chwili teraźniejszej, a czas ludzki, ziemski traktował jako odrębną, autonomiczną wartość. Przeciwstawiał go wieczności – domenie Boga oraz kolistemu czasowi natury. W „Pieśniach” zawarł też zuchwałe przekonanie o nieśmiertelności duszy i sile ludzkiej sławy.
W „Pieśni IX” manifestuje swoją postawę - stoicką, wyrażającą się w zachowaniu dystansu, równowagi wewnętrznej, spokoju wobec poczynań niestałej i zwodniczej Fortuny. Przekonuje nas o bezradności człowieka wobec własnego losu, którego reżyserem jest Bóg. Deklaruje również postawę epikurejską – „Chwalę szczęście stateczne...” – przejawiającą się w dążeniu do szczęścia rozumianego jako poprzestaniu na małym, zachowaniu umiaru.
„Pieśń XII” to pochwała największej wartości stoickiej, jaką jest cnota, rozumiana jako zespół szlachetnych przymiotów, takich jak: umiar, prawość, mądrość, patriotyzm. Największą cnotą, zdaniem Kochanowskiego, jest służba ojczyźnie – ona zapewnia zbawienie.
W „Pieśni II” poeta przekonuje nas o porządku i harmonii świata, które są gwarantem ładu moralnego i równowagi wewnętrznej i zapewniają człowiekowi czyste sumienie oraz prawość charakteru.
W kolejnym utworze, „Pieśni XIX”, zwanej też pieśnią o dobrej sławie, poeta pochwala tę cnotę, bowiem może ona być przeciwwagą dla nietrwałości i kruchości ludzkiego istnienia. Stwierdza, że obowiązkiem człowieka jest zabieganie o sławę, bo w świecie poddanym przemijalności tylko ona po nas zostanie. Można ją zdobyć przede wszystkim na polu bitwy, a śmierć poniesiona w walce za ojczyznę i wiarę chrześcijańską jest zaszczytnym zwieńczeniem rycerskiego żywota, zapewniającym trwałą sławę.
Właśnie sławę ma Kochanowskiemu zapewnić „Pieśń XXIV”, w której manifestuje swój renesansowy indywidualizm i rozwija horacjańską maksymę „non omnis moriar”. Talent czyni go kimś absolutnie wyjątkowym, wynosi go ponad tłum, zapewnia sławę i nieśmiertelność. Poeta traktuje śmierć bez lęku, bo dzieła, jakie stworzył, zapewnią mu wieczną obecność w pamięci potomnych.
W „Trenach” Kochanowski okazał się pogrążonym w rozpaczy ojcem, oszukanym przez stoicką mądrość i cnotę filozofem, zawiedzonym w swych nadziejach chrześcijaninem. Chociaż formalnie „Treny” dedykowane są córce Urszuli, to tak naprawdę ich bohaterem jest sam poeta, który – niczym aktor w teatrze – przywdziewa różne maski, by wystąpić w co najmniej kilku rolach.
Moim zdaniem twierdzenie, że główną przyczyną powstania „Trenów” byłą wyłącznie śmierć córki poety, kilkuletniej Urszulki, jest dużym uproszczeniem. Sądzę, że cechuje je niezwykła dyscyplina formalna, kunsztowna, wycyzelowana w każdym detalu forma. Trudno mówić zatem o spontanicznym zapisie uczuć podyktowanych osobistą tragedią. Powstały one w roku 1580, a więc u schyłku renesansu, kiedy główne cele epoki, mające swe źródło w myśli starożytnej i chrześcijańskiej uległy przewartościowaniu. „Treny” są więc przede wszystkim świadectwem kryzysu światopoglądowego poety, a śmierć córki była prawdopodobnie kroplą, która przepełniła kielich goryczy.
Załamanie postawy humanistycznej i chrześcijańskiej zaznacza się w trzech środkowych trenach cyklu.
„Tren IX” wyraża zwątpienie w podstawową wartość filozofii stoickiej, jaką jest mądrość pozwalająca człowiekowi uniezależnić się od zewnętrznych okoliczności i wzruszeń, wynosząca go ponad innych. W obliczu tragedii okazała się zawodna – mędrzec, dążący przez całe życie do osiągnięcia mądrości ponosi klęskę. Jego upadek intelektualny został przedstawiony jako spadanie ze stopni drabiny. Uczucie bólu po stracie bliskiej osoby zwyciężyło chłodny dystans do świata.
Kolejny tren, X – to zwątpienie w istnienie nieba i nieśmiertelność duszy. Podważenie podstawowych aksjomatów wiary chrześcijańskiej prowadzi do poszukiwania Urszuli w przestrzeniach zarówno chrześcijańskich, jak i pogańskich: raju, Hadesie, Wyspach szczęśliwych...
„Tren XI” wyraża zwątpienie w wartości stoickiej cnoty, w siłę rozumu, w sens przykładnego, pobożnego życia. Ludzkim losem rozporządza utajone fatum – wszechpotężne i nieprzejednane. Człowiek staje się marionetką w jego rękach. Załamanie wiary w mądry porządek świata, w sens istnienia. Życie staje się fraszką.
Bunt poety przeciwko wszystkiemu, w co wierzył wcześniej zostaje jednak przezwyciężony w „Trenie XIX” zwanym Snem. Jego akcja rozgrywa się w planie onirycznym. Tutaj ukazuje się zrozpaczonemu poecie jego matka z Urszulką na rękach. Pomaga podźwignąć się synowi z duchowego upadku, udzielając mu napomnienia: „Ludzkie przygody, ludzkie noś po ludzku, z godnością znoś wszystko, co zwodnicza Fortuna-Przygoda może ci zgotować, bo wszystko, co na ziemi jest dla człowieka i na jego miarę”.
Reasumując, dochodzę do wniosku, że światopogląd Kochanowskiego wcale nie jest taki łatwy do zinterpretowania, bowiem zmieniał się on wraz z upływem lat. I tak Kochanowski – autor fraszek – to prawdziwy człowiek renesansu, faworyzujący teraźniejszość, życie chwilą. Chwila była dla poety najważniejszą fazą ludzkiego istnienia. Stanowiła domenę ludzkiego działania i przeżywania, obserwacji i kontemplacji. Wizja świata nakreślona w „Pieśniach” w dalszym ciągu potwierdza ścisły związek ich twórcy z kulturą renesansu. Poeta, który żywił przekonanie, że można pogodzić mądrość stoicką i epikurejską, chrystianizm, nakazy obywatelskie, pragnienie sławy i wszelkie inne doświadczenia człowieka, musiał być tym samym piewcą renesansowej harmonii świata. Tak pogodne, optymistyczne widzenie rzeczywistości zrodziła z pewnością lektura dzieł klasycznych filozofów: Sokratesa, Platona, Cycerona, Epikura, Zenona z Kition, Seneki, Marka Aureliusza... U nich Kochanowski poszukiwał dowodów na wartość istnienia, tylekroć podkreślając, że ziemska, doczesna egzystencja jest dla niego najważniejsza. W „Trenach” poddaje on w wątpliwość całe swoje życie i przemyślenie, nie jest pewien nawet istnienia Boga. Jednak ostatecznie uspokaja się i godzi z losem i udaje się jemu przywrócić swoją eklektyczną filozofię, światopogląd oparty na wierze, pełen ładu, harmonii, bezpieczny i, co najważniejsze, oparty na trwałych fundamentach – chrześcijaństwie i antyku.