Im wyższa orbita, tym mniejsza prędkość na niej. Za to jak się chce przejść z orbity niższej na wyższą, to trzeba przyśpieszać - w rezultacie czego się zwalnia.
Taki paradoks mechaniki orbitalnej.
Fo=m*v2/r - siła dośrodkowa; v-prędkość liniowa na danej orbicie
Fg=G*m*M/r2 - siła przyciągania grawitacyjnego
Na danej orbicie obie siły są sobie równe więc:
Fo=Fg -> v=sqrt(G*M/r)
Przy przyspieszaniu impulsowym (stosunkowo krótkie odpalenia silnika o dużym ciągu), które się zwykle wykonuje teraz przy użyciu napędu chemicznego, najprościej przyspieszać dwa razy. Po pierwszym przyspieszeniu (o odpowiedniej wartości) przechodzi się na orbitę eliptyczną z perygeum w punkcie przyspieszenia (na wysokości starej orbity kołowej) i apogeum na wysokości docelowej orbity kołowej. Teraz trzeba poczekać aż się osiągnie to apogeum (przeleciawszy pół orbity). Tam się okaże, że nasza prędkość jest mniejsza od tej potrzebnej na tej wyższej orbicie kołowej (i oczywiście jeszcze mniejsza niż na naszej starej orbicie kołowej, nie mówiąc o prędkości po przyspieszeniu), więc znów trzeba przyspieszyć - dokładnie do prędkości potrzebnej na tej wyższej orbicie kołowej - i jesteśmy w domu. Przyspieszaliśmy dwa razy, a prędkość na nowej orbicie mamy mniejszą, niż na starej.
Odwrotnie postępujemy przechodząc na niższą orbitę, także korekty dokonując w dwóch punktach. Wówczas należy zmniejszyć chwilową predkość liniową (hamować), przez co zmiejszamy promień orbity i zwiększamy w rezultacie prędkość liniową względem tej, jaka była na starej - wyższej orbicie.