Po przygodzie z wiatrakami mężny Sancho Pansa i Don Ki... ech, przepraszam, mężny Don Kichot i Sancho Pansa wyruszyli w dalszą drogę, na której ich zadaniem miało być znalezienie wybranki serca Dona Kichota.
-Zobacz Panie, zbliżamy się do jakiegoś miasta-powiedział giermek, wskazując na widoczne zabudowania.
-O nie!- wykrzyknął Don Kichot- To nie jest żadne miasto, to ogromna obora, w której gang ,,Leśny Skrzat” trzyma biedne świnie, które albo sprzedaje, albo...- tu przerwał i ruszył w stronę ,,obory”
-Panie, stój!- Krzyczał Sancho Pansa, a Don Kichot nawet się nie spojrzał.
Giermek próbował zatrzymać Pana, ale mu się nie udało. Dopiero przed samymi drzwiami obcego domu złapał Don Kichota za rękaw, ale ten odepchnął go i wszedł do izby.
Izbę rozświetlał blask płomienia z kominka, bowiem nie było tam żadnych okien. Przy stole, który znajdował się na samym środku pokoju, siedziała piękna księżniczka i trzech wysokich jak dęby mężczyzn, cała czwórka grała w karty.
Gdy Don Kichot otworzył, całą czwórkę oślepiły promienie słoneczne, księżniczka rzuciła się na oślep i wpadła w odjęcia Don Kichota.
-Och ojcze wreszcie wróciłeś-powiedziała, nie poznając Don Kichota.
-Tak wróciłem moja świnko i uratuje Cię-mówiąc to dzielny rycerz wybiegł księżniczką na rękach, wskoczył na osła i zaczął galopować do lasu.
Sancho Pansa patrząc na to nie wiedział o co chodzi. Nagle z budynku wybiegło trzech mężczyzn. Sancho Pansa położył się na ziemi i udawał nieżywego. Mężczyźni poparzyli się na siebie i powolnym krokiem wrócili do domu.
Tymczasem Don Kichot dotarł do lasu. Księżniczka poczęła go uderzać.
-Co świnko, jesteś głodna?- Zapytał księżniczki, ta nie mogła powiedzieć żadnego słona z wrażenia, Don Kichot zawrócił i znów kierował się w stronę domu.
-Może ten dziwak dowiezie mnie do domu- Pomyślała księżniczka.
Giermek stracił już nadzieje, że spotka swojego Pana, ale nagle ujrzał go, jadącego z księżniczką na ośle, a po obu stornach rozciągały się piękne widoki pastwisk.
Księżniczka próbowała coś powiedzieć, ale nie mogła, tak jakby miała zaszyte usta.
-Proszę świnko, leć do swoich-powiedział Don Kichot, rzucając księżniczkę na pastwisko w ogromną kałużę błota. Sancho Pansie, aż nogi ugięły się z wrażenia.
Rycerz podjechawszy do giermka rzekł:
-Uratowałem tą biedną świnkę, teraz możemy jechać w dalsze poszukiwania wybranki mojego serca.
I tak Don Kichot stracił szansę prawdziwej miłości, nawet o tym nie wiedział i wyruszył w dalszą drogę.