Ogólnie odnieś się do rzeczy, która cenisz najbardziej w życiu i broniłbyś jej aż do śmierci, przykład:
Westerplatte – symbol waleczności, ale czy w dzisiejszych czasach jest o co walczyć?
Często zadawałem sobie te pytanie, często myślałem o tym, i do dziś nie uzyskałem odpowiedzi. Nie znalazłem nic o co można by było walczyć, bo nie było tego warte. Dokładnie pięć lat temu złożyłem podanie o przyjęcie mnie do ZSP do klasy Technikum samochodowego. Klasa pięcioletnia, myślałem że te pięć lat szybko minie że wszystko będzie ładnie, pięknie, że nie będzie żadnych większych problemów. Ale pomyliłem się (nie pierwszy zresztą raz).
Szkoła średnia, ten okres miał być najwspanialszym okresem w moim życiu, miał wywoływać uśmiech na mojej twarzy gdy będę sobie przypominał te czasy. Ale jak bym miał być całkowicie szczery to chciałbym to wszystko zapomnieć, chciałbym nic nie pamiętać z tego okresu, może to chwilowe, może o tym zapomnę ale wątpię.
Dlaczego chciałbym tego wszystkiego nie pamiętać? Z kilku prostych powodów...nie pamiętałbym tych osób przez które musiałem cierpieć, nie pamiętałbym tych wszystkich niepowodzeń, upokorzeń etc.
Tak naprawdę to nie zależy mi już na niczym....
Znajdźcie mi kilka rzeczy o które warto walczyć..
Warto walczyć o przyjaźń? Chyba raczej tez nie.. czemu? Ponieważ przyjaciel prędzej czy później i tak cię wydyma, zostawi na lodzie, ale to już chyba nie jest przyjaciel, w ogóle dzisiaj wszyscy są twoimi przyjaciółmi tylko w tedy gdy czegoś potrzebują. Miłość? Chyba też nie warto... wychodzę z takiego założenia, że to tylko płatna dziwka, jeżeli masz więcej kasy możesz się zabawić i nic więcej.
Dzisiejsza młodzież to jakieś manekiny, niezdolne nawet do wyrażenia własnego zdania na temat filmu nie używając słów "fajny, nie fajny, podoba mi się, nie podoba mi się". szerzące się kalectwo intelektualne posunięte do granic możliwości, nawet robią w tv teleturnieje kto ładniej wygląda i kto wywołuje większe skurcze u zdziecinniałych celuloidowych lasek..
A więc warto o coś walczyć? Niektórzy są naprawdę podłamani, nie mają humoru, mają dość, czasem to przechodzi, ale czasem nie, niektórzy wybierają samobójstwo... chcą zejść z tego świata... ale czy to jest dobre rozwiązanie?
Komu to pomoże?
..chyba jedyną usatysfakcjonowaną osobą może być tylko samobójca. chyba że znajdzie się psychopata dla którego lepiej by było żeby ktoś nie żył. pomogło by mi to na przykład w sposób taki, że nie musiałbym na to wszystko patrzeć, nie musiałby kolejny raz przeżywać zawodów, upokorzeń, zmartwień, depresji.. to wszystko skończyło by się jak nożem uciął.. jednak po co miałbym to przerywać a nie zaznać tego beztroskiego szczęścia i uwolnienia od problemów. to jest właśnie problem samobójstwa. nie zaznamy braku zmartwień, nie poczujemy się szczęśliwy, po prostu zrobi się czarno i przestaniemy czuć..
pamiętajcie że TAM nie jest aż tak pięknie..
miejsca dla niecierpliwych w niebie nie ma...
i nie marnujcie swego czasu..
Tak naprawdę to nie chciałbym bym się wbić w tą całą rutynę czyli pogoń za pieniądzem. Ale chyba nie da się wyrwać temu całemu schematowi : dzieciństwo, szkoła, średnia, studia, panienki, trawa, praca, żona, małżeństwo, domek z pieskiem, dzieci, starość śmierć... tak naprawdę takiego życia nie chciałbym prowadzić, chyba nie mógłbym bym wytrzymać że cos mogłem w tym życiu zrobić, a jednak nic z tego, nie mógłbym znieść myśli ze tak przepieprzyłem swoje życie, żyjąc tak jak trzeba, jak wypada..
Wiem że większość mi powie że się bardzo mylę, że jestem jeszcze młody, że jeszcze dużo przede mną. Może i będą nie mają rację jeszcze dużo przede mną... ale świata nie zmienimy tak jak Westerplatte się poddało po długim okresie walki czy my też mamy się poddać ?