W Lipcu nadchodził wieczór, gdy weselnicy opuszczali dom wójta. Kolorowy pochód otwierała bezustannie grająca kapela, za nią szli drużbowie. Po drodze przyłączały się się do nich kolejne druhny. Przed chatami goszczono orszak wódką, śpiewano, zaproszano do środka. Wreście kapela doprowadziła gości do weselnego domu i zawróciła po pana młodego.
Zagrali na ganku, Boryna zaraz wyszedł. Wygładał znakomicie, młodo i rześko. Poprowadzono go do Dominikowej, gdzie jeszcze strojono Jagnę. Matka podejmowała gości, w czym pomagali jej synowie. Zaproszeni zostali sami najbogatsi gospodarze.
W końcu Jagna, w otoczeniu druhen, wyszła do narzeczonego. Była piękna i strojna. Żegnała się z rodzinnym domem, państwo młodzi odebrali błogosławieństwo. Towarzyszyły temu kolejne przyśpiewki, obrzędy.
Pieszo ruszono do pobliskiego kościoła.
Słońce już zachodziło. Ślub odbył się szybko, bo ksiądz śpieszył się do chorzego. Organista grał skoczen melodie. Po uroczystości wracali w nieładzie, całą szerokością drogi, znów śpiewając.
Rozpoczęło się wesele. W izbie jedzono i pito, kłócono się, młodzi często wychodzili z chałupy. Przed świtem zaczęto przygotowania do tańców. Z początku niewielu było chętnych do zabawy, dziewczyny dla rozruszania zebranych organizowały różnie gry. Izba trzęsła się od śmiechu.
W tym czasie kobiety przebierały pannę młodą. W dużej izbie bawiono się w Chodzi lis koło drogi, Przepióreczkę i Świnkę.
Nieco później kobiety wyprowadziły Jagnę z komory. Gdy zdjęto jej z głowy białą płachtę, weselnikom ukazał się małżeński czepiec. Orkiestra zagrała Chmiela. Ruszonaw tany. Hulano tak, że dom dygotał w posadach.
Potem przyszła kolej na następne ceremonie. Na koniec kobiety zaczęły, zgodnie ze zwyczajem, na czepiec. Rzucano nawet złote pieniądze i srebne ruble. Szczególnie ta hojność wzruszyła Dominikową, która z jeszcze większą ochotą zapraszała gości do picia, jedzenia. W izbie zapanował jazgot, przekrzykiwania, ludzie byli już mocno pijani. Zabawa sięgała zenitu.
Dumny z żony Boryna wciąż śledził oczami za Jagną. Niespodziewanie porwał ją do oberka. Tańczył z pasją, trzaskał podkutymi butami, wywijał skomplikowane figury. Tańczyli wszyscy: mazury, krakowiaki, obertasy. Przyśpiewki, wrzaki podochoconych gości, głośną muzykę słyszano w całej wsi.