Dojdzie do katastrofy ekologicznej, która wywoła gwałtowną plagę. Możni i bogaci, oraz ich rodziny schronią się w nielicznych bunkrach. Wszyscy inni ludzie zostaną pozostawieni sami sobie. Większość umrze w męczarniach na nieznaną chorobę w ciągu pierwszego miesiąca, przede wszystkim najsłabsi czyli starcy i dzieci. Murzyni z afryki środkowej i populacja z innych nieskalanych nigdy do tej pory przez toksyny terenów, okażą się nieodporni i wymrą wszyscy w przeciągu zaledwie kilku tygodni. Z faktu położenia w znacznej odległości od reszty świata jedynym niedotkniętym przez zarazę terenem będzie Australia (obywatele Nowej Zelandii i okolicznych ucywilizowanych wysp natychmiast przetransportują się Australii), jednak jej rząd zmobilizuje wszystkie siły zbrojne żeby zachować kwarantanne i nie wpuścić do siebie żadnego ze statków pełnych uchodźców z pozostałych kontynentów, próbujących ratować się przed plagą. Nie chcąc wracać do miejsca gdzie czeka ich pewna śmierć w przeraźliwych katuszach, będą czekać na litość ze strony rządu Australii. W rezultacie wszyscy oni umrą z braku słodkiej wody, zawieszeni między niebem a piekłem. Australijczycy będą patrzeć ze znacznej odległości jak umierają niewinni ludzie - w ich wypadku śmierć była wybawieniem. Tych którzy przetrwali paroksyzmy choroby dotknęły nieodwracalne zmiany. Wypadły im włosy, skóra łuszczyła się jak u jaszczurek, a oczy wyblakły jak perły i wszystko widziały już tylko przez gęstą mgłę. Cały znany nam świat upadnie, cywilizacja się skończy. Nie będzie władzy, panować będzie prawo dżungli, tak w Ameryce, Europie jak i Azji, choć niezależnie. Szybko skończą się paliwa i podróżowanie stanie się niemal niemożliwe. Powstaną nowe religie oraz obudzą się starzy Bogowie. Jednak to wszystko trwać będzie zaledwie jedno pokolenie, ponieważ kolejnym skutkiem przebytej choroby będzie bezpłodność. W przeciągu kilkudziesięciu lat prawie cała ludzkość wymrze. Australijczycy długo będą się cieszyć ze swojego szczęścia jednak za sprawą swojego niewygodnego klimatu okażą się całkowicie niesamowystarczalni. Obywatele cierpieć będą nieopisany głód. Będą żyć w brudzie i ubóstwie, a to doprowadzi do całkowicie innej plagi, jednak nie mniej zabójczej, cholery. Ich hipokryzję ukarze los w najbardziej ironiczny sposób - wszyscy umrą w potwornym pragnieniu. A co z mieszkańcami bunkrów? Przetrwali najdłużej rozmnażając się między sobą. Mając zapasy wody i pożywienia na około sto lat egzystowali pod ziemią jak robactwo - jakim się okazali. Gdy głód im także zacznie zaglądać w oczy zaczną wysyłać zwiadowców żeby sprawdzili czy efekty katastrofy wciąż są zabójcze. Klimat się odrodzi, jednak tak mała ilość ludzi z kilku zaledwie bunkrów oddalonych od siebie o setki bądź nawet tysiące kilometrów, nie będzie w stanie odbudować cywilizacji. Dawniej możni teraz będą walczyć o przetrwanie jedząc korzonki. Koniec świata przetrwają tylko karaluchy, karaluchy pod postacią ludzką i prymitywne plemiona murzyńskie z okolic Australii. Ci ostatni nawet nie będą zdawali sobie sprawy z tego co się dzieje wokół nich. Kanic.