...Pojawił się nauczyciel o ziemistej cerze, zwany pospolicie Bladaczką. Po podejściu do katedry usiadł na krześle. Pomimo, iż otworzył dziennik, w klasie nadal panował straszny hałas. Uczniowie nie zwracali na niego uwagi, krzyczeli, a gdy rozpoczął lekcję – wszyscy nagle wyrazili konieczność pójścia do ubikacji. Nie otrzymawszy pozwolenia, nie zajęli się lekcją (prócz Syfona, który jako jedyny wyjął podręczniki i zeszyty). Siedmiu uczniów pokazało Bladaczce zaświadczenia, na których były wypisane powody, z jakich nie przygotowali się do zajęć. Jeden cierpiał na drgawki, drugi konwulsję, kolejni na wysypkę… Profesor kazał im usiąść w ławkach i prosił o spokój i przygotowanie do zajęć, tłumacząc, że nie uwzględni sfałszowanych świadectw. Ostrzegał, iż będzie miał nieprzyjemności, gdy pojawi się wizytator Pimko.
Lekcja miała dotyczyć Słowackiego. „Bladaczka, (...) rozpoczął recytację. - Hm... hm... A zatem dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? Dlaczego płaczemy z poetą czytając ten cudny, harfowy poemat "W Szwajcarii"? Dlaczego, gdy słuchamy heroicznych, śpiżowych strof "Króla Ducha", wzbiera w nas poryw? I dlaczego nie możemy oderwać się od cudów i czarów "Balladyny", a kiedy znowu skargi "Lilli Wenedy" zadźwięczą, serce rozdziera się nam na kawały? I gotowiśmy lecieć, pędzić na ratunek nieszczęsnemu królowi?
Hm... dlaczego? Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był!”. Uczniowie nie słuchali, wycinali scyzorykiem znaki na ławkach lub rzucali kuleczkami z papieru.
Gałkiewicz oznajmił, że nie zachwyca się poezją Słowackiego, ponieważ nie może jej zrozumieć. Te słowa spowodowały, że blady nauczyciel
stwierdził, że uczeń chce go zgubić, a on ma przecież żonę i dziecko. Twierdził również, że poezja musi zachwycać Gałkiewicza. Bladaczka wezwał po tym Pylaszczkiewicza (najlepszego ucznia), by recytował Słowackiego. Uczeń robił to pięknie
, tajemniczo i „pobożnie”, lecz nie wzbudził zainteresowania klasy, oddanej marzeniom. Myzdral wiercił się, a inni obrywali sobie z nudów guziki od marynarek. Józio zrozumiał wówczas, że musi uciekać, lecz nie potrafił się ruszyć. Nie miał silnej woli i nadal nie był pewien, czy to wszystko nie było snem. Spojrzał na uśmiechającego się z wyższością i siedzącego z lekceważącą miną Kopyrdę. On jeden wyglądał normalnie, a bohater pomyślał: „Czyżby nareszcie zwykły chłopiec?”...