Zanalizuj podany fragment Chłopów Władysława Reymonta i scharakteryzuj występujące w nim postacie. Na podstawie fragmentu i I tomu powieści określ przyczyny kłótni i źródła dramatyczności sceny.
Władysław Reymont Chłopi (fragment)
– Gospodarz idą! - zawołał Witek prędko, aż Antek drgnął ze strachu.[...]
Boryna wrócił do izby swojej, już tam czekali nań wszyscy... Milczeli, ino wszystkie oczy podniosły się na niego i opadły wnet, bo przystanął na środku, obejrzał się po nich i zapytał drwiąco:
– Wszystkie! Jak na sąd jaki!
– Nie na sąd, ino do was przyślim z proszeniem – rzekła nieśmiało kowalowa.[...]
– Czego chcecie, mówcie! - zawołał ostro, zniecierpliwiony milczeniem.
– A to... mów, Antek... a to przyślim wedle tego zapisu1. - jąkała kowalowa.
– Zapis zrobiłem, a ślub w niedzielę... to wam rzeknę!
– To wiemy, ale nie o to przyślim.
– A czego?
– Zapisaliście całe sześć morgów!
– Bom tak chciał, a zechcę, to w ten mig zapiszę wszystko...
– Jak wszystko będzie wasze, to zapiszecie! – powiedział Antek.
– A czyjeż to jest, co? Czyje?...
– Dziecińskie, nasze.
– Głupiś jak ten baran! Grunt jest mój i zrobię z nim, co mi się spodoba!
– Zrobicie abo i nie zrobicie...
– Ty mi wzbronisz, ty!
– A ja, a my wszystkie, a nie, to sądy wam wzbronią! - krzyknął, bo już nie mógł ścierpieć i buchnął zapamiętałością.
– Sądami mi wygrażasz, co? Sądami! Zamknij ty gębę, pókim dobry, bo pożałujesz! – krzyczał przyskakując do niego z pięściami.
– A ukrzywdzić się nie damy! - wrzasnęła Hanka podnosząc się na nogi.
– A ty czego? Trzy morgi piachu wniesła i starą płachtę2
a będzie tu pysk wywierała?
– Wyście i tyla Antkowi nie dali, nawet tych jego morgów matczynych, a robimy wam za parobków, jak te woły.[...]
– Jak wam krzywda, idźcie se poszukać lepiej!
– Nie pójdziem szukać, bo tu jest nasze! Nasze po dziadach pradziadach! – zawołał mocno Antek. Stary uderzył go oczami i nic nie odrzekł, przysiadł przed komin i pogrzebaczem tak dziabał w głownie, aż iskry się sypały - zły był, ognie chodziły mu po twarzy i włosy mu cięgiem spadały na oczy, jarzące jak u żbika... ale się jeszcze hamował, choć ledwie i zdzierżał...
Długie milczenie zaległo izbę, że ino te przysapki a dychania prędkie słychać było. Hanka szlochała z cicha i pohuśtywała dziecko, bo skamleć poczęło.
– My nie przeciwni ożenkowi, chcecie, to się żeńcie...
– A przeciwcie się, dużo o to stoję!...
– Ino zapis odbierzcie – dorzuciła przez łzy Hanka.
– Zmilkniesz ty, a to, psiachmać, jazgocze cięgiem jak ta suka! - rzucił z taką mocą pogrzebacz w ogień, aż się głownie potoczyły na izbę.
– A wy się miarkujcie, bo to nie dziewka wasza, żebyście gębę wywierali na nią!
– To czemu pyskuje!
– Ma prawo, bo się o swoje upomina! – wrzeszczał coraz mocniej Antek.
– Chcecie, to i zapiszcie, ale to, co ostało, odpiszcie na nas – zaczęła cicho kowalowa.
– Głupiaś! Widzisz ją, mojem się tu będzie dzieliła! Nie bój się, na wycug3 do waju nie pójdę... – rzekłem!
– A my nie ustąpim. Sprawiedliwości chcemy.
– Jak wezmę kija, to wama dam sprawiedliwość.
– Spróbujcie ino tknąć, a pewnikiem wesela nie doczekacie... I jęli się już kłócić, przyskakiwać do się, grozić, bić pięściami w stół, wykrzykiwać a wypominać wszystkie swoje żale i krzywdy. Antek tak się zapamiętał i tak rozsrożył, że wściekłość buchała z niego i raz w raz już starego chwytał to za ramię, to za orzydle i gotów był bić... ale stary jeszcze się hamował, nie chciał bijatyki, odpychał Antka, na obelgi z rzadka odpowiadał, bych ino dziwowiska la sąsiadów i wsi całej nie czynić. [...] Hanka ryknęła nowym, ogromnym płaczem, wsparła się o okap i jęła zalewanym przez łzy, nieprzytomnym głosem krzyczeć:
– Na żebrę ino nam iść, we świat... o mój Jezus, mój Jezus!... A jak te woły harowalim i dnie... i noce... za parobków... a teraz co?.. A Pan Bóg was pokarze za krzywdę naszą!... Pokarze... Całe sześć morgów zapisali... a te szmaty po matce... te paciorki... to wszystko... i la kogo to? La kogo?.. La takiej świni! A żebyś pode płotem zdechła za krzywdę naszą, a żeby cię robaki roztoczyły, ty wywłoko, ty lakudro jedna, ty!...
– Coś powiedziała?.. - zaryczał stary przyskakując do niej...
– Że lakudra i włók4 ten, to i cała wieś wie o tym... cały świat!... cały!...
– Wara ci od niej, bo ci ten pysk o ścianę rozbiję, wara... - i jął nią trząść, ale już Antek przyskoczył i osłonił, i również krzyczeć począł:
– I ja przywtórzę5, że lakudra jest, włók, ja! A spał z nią, kto chciał, ja!... - wołał nieprzytomnie i gadał, co mu ślina na język przyniesła, nie skończył, bo stary, rozwścieklony już teraz do ostatka, trzasnął go tak w pysk, aż rymnął łbem na oszkloną szafkę i z nią razem zwalił się na ziemię... Porwał się rychło, okrwawiony, i runął na ojca. Rzucili się na siebie jak dwa psy wściekłe, chycili się za piersi i wodzili po izbie, miotali, bili sobą o łóżka, o skrzynie, o ściany, aż łby trzaskały. Krzyk się podniósł nieopisany, kobiety chciały ich rozerwać, ale przewalili się na ziemię i tak zwarci całą nienawiścią i krzywdami tarzali się, gnietli, dusili... Całe szczęście, że rychło rozerwali ich sąsiedzi i odgrodzili od siebie... Antka przenieśli na drugą stronę i zlewali wodą, tak osłabł z umęczenia i upływu krwi, bo twarz miał porozcinaną o szyby.
Staremu nic się nie stało; spencer miał nieco podarty i twarz podrapaną i aż siną z wściekłości...Sklął i powyganiał ludzi, co się byli zlecieli, drzwi od sieni zamknął i siadł przed kominem... Ale uspokoić się nie mógł, bo mu cięgiem wracało przypomnienie tego, co na Jagnę wypowiedzieli, a żgało6 go w serce jakby nożem...
– Nie daruję ja ci tego, psie jeden, nie daruję! - przysięgał sobie w duszy. - Jakże, na Jagusię... – Ale wnet przychodziło mu do głowy i to, co nieraz już słyszał o niej, co dawniej pogadywali, a na co nie zwracał uwagi! Gorąco mu się robiło i dziwnie duszno, i dziwnie markotno... – Nieprawda, pleciuchy i zazdrośniki, wiadomo! - wykrzyknął w głos, ale coraz więcej mu się przypominało gadań ludzkich. – Jakże, rodzony syn powieda, to nie mają szczekać! Ścierwa! – ale żarły go te wspominki, jak ogień...
(Władysław Reymont, Chłopi, Warszawa 1977)
1zapis – przeznaczenie w testamencie określonego świadczenia majątkowego osobie nie będącej spadkobiercą
2płachta – duży kawał płótna do noszenia trawy (tu w znaczeniu: rzecz bezwartościowa, nic)
3wycug – dożywotnie utrzymanie zapewnione rodzicom przez dzieci po przekazaniu im majątku
4włók – (także: włóka, wywłoka) – kobieta prowadząca rozwiązłe życie
5 przywtórzyć (gw.) – potwierdzić
6 żgać (gw.) – kłuć, uderzać czymś ostrym
Władysław Reymont Chłopi (fragment)
– Gospodarz idą! - zawołał Witek prędko, aż Antek drgnął ze strachu.[...]
Boryna wrócił do izby swojej, już tam czekali nań wszyscy... Milczeli, ino wszystkie oczy podniosły się na niego i opadły wnet, bo przystanął na środku, obejrzał się po nich i zapytał drwiąco:
– Wszystkie! Jak na sąd jaki!
– Nie na sąd, ino do was przyślim z proszeniem – rzekła nieśmiało kowalowa.[...]
– Czego chcecie, mówcie! - zawołał ostro, zniecierpliwiony milczeniem.
– A to... mów, Antek... a to przyślim wedle tego zapisu1. - jąkała kowalowa.
– Zapis zrobiłem, a ślub w niedzielę... to wam rzeknę!
– To wiemy, ale nie o to przyślim.
– A czego?
– Zapisaliście całe sześć morgów!
– Bom tak chciał, a zechcę, to w ten mig zapiszę wszystko...
– Jak wszystko będzie wasze, to zapiszecie! – powiedział Antek.
– A czyjeż to jest, co? Czyje?...
– Dziecińskie, nasze.
– Głupiś jak ten baran! Grunt jest mój i zrobię z nim, co mi się spodoba!
– Zrobicie abo i nie zrobicie...
– Ty mi wzbronisz, ty!
– A ja, a my wszystkie, a nie, to sądy wam wzbronią! - krzyknął, bo już nie mógł ścierpieć i buchnął zapamiętałością.
– Sądami mi wygrażasz, co? Sądami! Zamknij ty gębę, pókim dobry, bo pożałujesz! – krzyczał przyskakując do niego z pięściami.
– A ukrzywdzić się nie damy! - wrzasnęła Hanka podnosząc się na nogi.
– A ty czego? Trzy morgi piachu wniesła i starą płachtę2
a będzie tu pysk wywierała?
– Wyście i tyla Antkowi nie dali, nawet tych jego morgów matczynych, a robimy wam za parobków, jak te woły.[...]
– Jak wam krzywda, idźcie se poszukać lepiej!
– Nie pójdziem szukać, bo tu jest nasze! Nasze po dziadach pradziadach! – zawołał mocno Antek. Stary uderzył go oczami i nic nie odrzekł, przysiadł przed komin i pogrzebaczem tak dziabał w głownie, aż iskry się sypały - zły był, ognie chodziły mu po twarzy i włosy mu cięgiem spadały na oczy, jarzące jak u żbika... ale się jeszcze hamował, choć ledwie i zdzierżał...
Długie milczenie zaległo izbę, że ino te przysapki a dychania prędkie słychać było. Hanka szlochała z cicha i pohuśtywała dziecko, bo skamleć poczęło.
– My nie przeciwni ożenkowi, chcecie, to się żeńcie...
– A przeciwcie się, dużo o to stoję!...
– Ino zapis odbierzcie – dorzuciła przez łzy Hanka.
– Zmilkniesz ty, a to, psiachmać, jazgocze cięgiem jak ta suka! - rzucił z taką mocą pogrzebacz w ogień, aż się głownie potoczyły na izbę.
– A wy się miarkujcie, bo to nie dziewka wasza, żebyście gębę wywierali na nią!
– To czemu pyskuje!
– Ma prawo, bo się o swoje upomina! – wrzeszczał coraz mocniej Antek.
– Chcecie, to i zapiszcie, ale to, co ostało, odpiszcie na nas – zaczęła cicho kowalowa.
– Głupiaś! Widzisz ją, mojem się tu będzie dzieliła! Nie bój się, na wycug3 do waju nie pójdę... – rzekłem!
– A my nie ustąpim. Sprawiedliwości chcemy.
– Jak wezmę kija, to wama dam sprawiedliwość.
– Spróbujcie ino tknąć, a pewnikiem wesela nie doczekacie... I jęli się już kłócić, przyskakiwać do się, grozić, bić pięściami w stół, wykrzykiwać a wypominać wszystkie swoje żale i krzywdy. Antek tak się zapamiętał i tak rozsrożył, że wściekłość buchała z niego i raz w raz już starego chwytał to za ramię, to za orzydle i gotów był bić... ale stary jeszcze się hamował, nie chciał bijatyki, odpychał Antka, na obelgi z rzadka odpowiadał, bych ino dziwowiska la sąsiadów i wsi całej nie czynić. [...] Hanka ryknęła nowym, ogromnym płaczem, wsparła się o okap i jęła zalewanym przez łzy, nieprzytomnym głosem krzyczeć:
– Na żebrę ino nam iść, we świat... o mój Jezus, mój Jezus!... A jak te woły harowalim i dnie... i noce... za parobków... a teraz co?.. A Pan Bóg was pokarze za krzywdę naszą!... Pokarze... Całe sześć morgów zapisali... a te szmaty po matce... te paciorki... to wszystko... i la kogo to? La kogo?.. La takiej świni! A żebyś pode płotem zdechła za krzywdę naszą, a żeby cię robaki roztoczyły, ty wywłoko, ty lakudro jedna, ty!...
– Coś powiedziała?.. - zaryczał stary przyskakując do niej...
– Że lakudra i włók4 ten, to i cała wieś wie o tym... cały świat!... cały!...
– Wara ci od niej, bo ci ten pysk o ścianę rozbiję, wara... - i jął nią trząść, ale już Antek przyskoczył i osłonił, i również krzyczeć począł:
– I ja przywtórzę5, że lakudra jest, włók, ja! A spał z nią, kto chciał, ja!... - wołał nieprzytomnie i gadał, co mu ślina na język przyniesła, nie skończył, bo stary, rozwścieklony już teraz do ostatka, trzasnął go tak w pysk, aż rymnął łbem na oszkloną szafkę i z nią razem zwalił się na ziemię... Porwał się rychło, okrwawiony, i runął na ojca. Rzucili się na siebie jak dwa psy wściekłe, chycili się za piersi i wodzili po izbie, miotali, bili sobą o łóżka, o skrzynie, o ściany, aż łby trzaskały. Krzyk się podniósł nieopisany, kobiety chciały ich rozerwać, ale przewalili się na ziemię i tak zwarci całą nienawiścią i krzywdami tarzali się, gnietli, dusili... Całe szczęście, że rychło rozerwali ich sąsiedzi i odgrodzili od siebie... Antka przenieśli na drugą stronę i zlewali wodą, tak osłabł z umęczenia i upływu krwi, bo twarz miał porozcinaną o szyby.
Staremu nic się nie stało; spencer miał nieco podarty i twarz podrapaną i aż siną z wściekłości...Sklął i powyganiał ludzi, co się byli zlecieli, drzwi od sieni zamknął i siadł przed kominem... Ale uspokoić się nie mógł, bo mu cięgiem wracało przypomnienie tego, co na Jagnę wypowiedzieli, a żgało6 go w serce jakby nożem...
– Nie daruję ja ci tego, psie jeden, nie daruję! - przysięgał sobie w duszy. - Jakże, na Jagusię... – Ale wnet przychodziło mu do głowy i to, co nieraz już słyszał o niej, co dawniej pogadywali, a na co nie zwracał uwagi! Gorąco mu się robiło i dziwnie duszno, i dziwnie markotno... – Nieprawda, pleciuchy i zazdrośniki, wiadomo! - wykrzyknął w głos, ale coraz więcej mu się przypominało gadań ludzkich. – Jakże, rodzony syn powieda, to nie mają szczekać! Ścierwa! – ale żarły go te wspominki, jak ogień...
(Władysław Reymont, Chłopi, Warszawa 1977)
1zapis – przeznaczenie w testamencie określonego świadczenia majątkowego osobie nie będącej spadkobiercą
2płachta – duży kawał płótna do noszenia trawy (tu w znaczeniu: rzecz bezwartościowa, nic)
3wycug – dożywotnie utrzymanie zapewnione rodzicom przez dzieci po przekazaniu im majątku
4włók – (także: włóka, wywłoka) – kobieta prowadząca rozwiązłe życie
5 przywtórzyć (gw.) – potwierdzić
6 żgać (gw.) – kłuć, uderzać czymś ostrym