Krajobraz, który szczególnie utkwił mi w pamięci, zobaczyłem w czasie letniej wycieczki na Słowację. Była piękna pogoda. Słońce świeciło ostro, tak jak może świecić letnie słońce. Nie czuło się wiatru, przynajmniej w miejscu, gdzie stałem. Ale słyszałem odległe świsty i gwizdy, to wiatr hulał wśród szczytów górskich. Widziałem strugi deszczu przewalające się między skałami. A więc spokój, jaki wokół mnie panował, był tylko pozorny. Cieszyłem się, że mogę z daleka podziwiać to piękne zjawisko, że nie muszę się zmagać z ulewnym deszczem i błyskawicami. Widok był naprawdę piękny i jestem pewny, że urzekający nawet dla tych, którzy już od lat wędrują po górach. Bo przecież właśnie dla takich widoków podejmuje się trud wspinaczki. Kałuże deszczu znajdujące się w załomach szarych skał były zimne, nieprzyjemne. Zupełnie jakby to były dwa rodzaje deszczu. Spojrzałem wyżej. Ponad górskimi szczytami było już tylko niebo. Nie było widać żadnej, nawet najmniejszej chmury, tylko ostry, gorący błękit.