Ludzie końca wieku XIX poszukiwali takiej filozofii, która odpowiadałaby ich postawie wobec życia, ich zagubieniu, która by potwierdzała słuszność przyjęcia przez nich dekadenckiej postawy. Dlatego pewnie poglądy niemieckiego filozofa, Schopenhauera, przeżywały swoisty renesans. Myśliciel ten swoje największe dzieła, w tym Świat jako wola i wyobrażenie, ogłosił w dobie romantyzmu, jednak jego hasła niesłychanie odpowiadały sfrustrowanemu pokoleniu końca XIX wieku. Według Schopenhauera życie człowieka to ciągła gonitwa za czymś nieokreślonym, bliżej niesprecyzowanym, czymś, co człowiek zwykł nazywać szczęściem, a czego zresztą i tak nie ma szans osiągnąć. Egzystencja ludzka przesiąknięta jest cierpieniem z powodu niezaspokojenia ambicji i pragnień, niemożności zrealizowania planów. Życie ludzkie po prostu jest za krótkie, by człowiek mógł cokolwiek osiągnąć w pełni. Goni za mrzonkami, ułudą, a mając świadomość przegranej w nierównej walce z życiem, cierpi coraz mocniej, tym bardziej, że wie, iż ta jego gonitwa za pokusami świata i tak zakończy się śmiercią. Człowiek jest tragiczny w tym swoim poszukiwaniu szczęścia, które tak naprawdę sam uważa za bezsensowne i pozbawione logiki. Schopenhauer uważał, że wszelkie religie, filozofie są tylko produktem zastępczym, ucieczką człowieka od rzeczywistości. Wzorem starożytnych stoików proponował ludziom umiarkowaną rezygnację z wszelkich żądz i wyzbycie się pragnień. Ale już bardzo nowatorska była propozycja ucieczki w stan nirwany – pół-istnienia, pół-snu, pragnienie pogrążenia się w niebycie. Pogląd ten był inspirowany filozofią i religią Wschodu (buddyzmem). Innym sposobem na uniknięcie rozczarowania życiem miała być kontemplacja piękna (natury i dzieł sztuki).