Dziś wkroczyłam na kolejny szczebel mojej wspinaczki, ku spełnieniu swoich życiowych planów, sennych marzeń... Po raz ostatni "musiałam" iść do szkoły... Odebrać świadectwo ukończenia gimnazjum. Ten dzień pozostawił trwały ślad w mojej pamięci. Wychodząc ze szkoły, przekraczając jej teren ze świadectwem w ręku, dotarło do mnie, że jestem już absolwentką gimnazjum... Ustanęłam, spojrzałam jeszcze raz na mury szkolne, wychodziło z nich mnóstwo ludzi, z którymi spędziłam te kolejnych pare lat mego życia... Każde z nich pałało szczęściem, że są już te upragnione wakacje, że znów na niecałe trzy miesiące nastąpił koniec nauki.
Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy płakać... Pewnie myślicie, jaka głupia? Przecież każdy uczeń wraz z rozpoczęciem roku szkolnego odlicza tylko dni do jego zakończenia... No właśnie, ale przez te dni dni tyle wydarzyło się w moim życiu... Tyle samo wzlotów co upadków, choć gdyby dokładnie policzyć, to pewnie byłoby więcej upadków, ale chyba właśnie przez nie trudno mi jest z tąd odejść i wrócić do domu. Każda sekunda zawarta w tych trzech latach, zawsze inaczej oddziaływała na moją osobowość... Lecz żadnej z nich nie żałuje!!!
Sama szkoła nie wzbudza we mnie tyle sentymentów, co ludzie przebywający w niej razem ze mną... Choć ja nie zawsze byłam w niej obecna na tyle ile powinnam, to jednak poznałam w niej osoby, które na zawsze pozostaną mojemu sercu niezapomniane...
Tych osób jest bardzo mało, ale to czego dokonali w moim życiu, przewyższa wartość możliwości pochwalenia się, że znałam każdą istotę z tej szkoły.
Szególnie ostatnie dwa lata wiele mi dały. Choć i pierwszy wyrył się w mojej pamięci, to właśnie w nim zaczęłam opuszczać niektóre godziny... Pamiętam to jakby wydarzyło się wczoraj, gdy naprawdę byłam chora i nie mogłam chodzić do szkoły, miarka się przebrała i pani wychowawczyni zadzwoniła do mojej mamy. Na drugi dzień mama poszła do szkoły i jedyne czego w tedy chciałam to zapaść się pod ziemię. Lecz to było niemożliwe...Nie było jednak aż tak źle...Fakt dla mojej mamy to musiał być dość duży cios, bo jednak jak starsza siostra wagarowała, to robiła to "z głową", skoro mamusia się nie dowiedziała. A wracając do mnie, to w tedy też miałam po raz pierwszy problemy z przejściem do następnej klasy...Ale dzięki Bogu, a raczej mamusi, która chodziła do pań nauczycielek na rozmowe, abym mogła zdac do kolejenej klasy. no i właśnie dzięki temu zdałam i mogę przejść do wspomnień z drugiego roku mojej edukacji...
Pod względem chodzenia do szkoły był on bardzo podonby do pierwszego, no może z tą różnicą, iż robiłam to "z głową", po prostu było tych godzin mniej. Ale właśnie w tej klasie poznałam swoją "pierwszą miłość". Nie bedę się rozwlekać na temat okoliczności poznania i przebiegu tego związku, ponieważ choć był krótki to pozostawił wiele niezapomnianych chwil, nadających się na kolejną kartke z pamiętnika. Powiem tylko tyle, że z upływem miesięcy miłość ta wygasła i wspominając ją teraz na mojej twarzy pojawia się uśmiech, gdyż z przekonaniem mogę stwierdzić, że była to "głupia" miłość...Aczkolwiek trwała do kolejnego roku nauki...
Właśnie w trzecim roku działo się najwięcej i to z nim najtrudniej jest mi "się rozstać". To w nim było najwięcej tych wzlotów i upadków. W nim poznałam dwie osoby, na których bardzo mi zależy. Jedna z nich jeszcze rok będzie się uczyła w tej szkole, a druga opuszcza ją wraz ze mną... I to chyba jest najgorsze, bo miałam z nią kontakt tylko w szkole, a najbardziej mi na niej zależy. Ta osoba to chłopak, którego sama nie wiem za co pokochałam. Chyba za to, że po prostu istniał... I choć ta miłość do teraz jest niespełniona i wątpie żeby kiedykolwiek się spełniła, to jednak wpłynęła na moją osobowość bezgranicznie...
Poza tym znowu miałam problemu z przejściem do następnej klasy, z tego samego powodu co w poprzednich latach. Zastanawiacie się czemu to wciąż robiłam, skoro sprawiało mi to problemy... Tak naprawdę to nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. To co napisze może wydać wam się śmieszne, ale nie obchodzi mnie to, bo takim zachowaniem dacie mi kolejny dowód do słuszności mego postępowania.
Nie bycie na wszystkich lekcjach, a mimo to zaliczanie kolejnego roku nauki, może nie na najlepszych ocenach, ale chociaż na przecietnym poziomie uczniów, dawało mi satysfakcję. Podbudowywało to mój system wartości. Wiedziałam, iż w każdej sytuacji dam sobie rade. Wiele osób z mojej klasy bulwersowało się, jak to możliwe, że ta co "nie chodzi" ma takie same, a nawet niekiedy lepsze oceny od nich, a przecież oni "chodzili" na każdą lekcję. Z kolei takie zachowanie powodowało, że mój charakter stał się groteskowy. Nie rozumię ich, bo nie chcę ich zrozumieć, tak jak oni nie chcą dopuścić do głowy, że ja też jestem inteligentna i posiadam ambicje...
Cóż, czas odejść do domu i zacząć spełniać kolejne plany życiowe. To bardzo trudne do urzeczywistnienia, bo mimo, iż wiemy, że nie można żyć przeszłością, trzeba żyć teraźniejszością i przyszłością. To jednak o wiele łatwiej byłoby zatrzymać czas, pozostać w tym co już się zna. Nawet nauczycieli bym nie zmieniła, bo choć nieraz działali mi na nerwy, nie chcieli mnie zrozumieć, to jednak już ich poznałam, ich wady i zalety... Tak samo jak pozostałą część społeczności szkolnej. Teraz czeka mnie to od nowa, nowa szkoła, nowi ludzie...
Ale wspomnienia na zawsze pozostaną w mojej pamięci... I wierze, że to właśnie one najbardziej ułatwią mi start w spełnieniu kolejnych sennych marzeń...
Do tej pory, trudne chwile pomagała mi przetrwać moja kochana muzyka, tylko ona tak naprawdę zawsze była przymnie. Hip-Hop to moje życie, które nieuchronnie łaczy sie ze szkoła. Teraz bedę mogła dołączyć do niego jeszcze jedno "lekarstwo". Będą nim wspomnienia zapisane w tej pracy i zachowane w mojej pamięci...
Jedyne słowa jakie jeszcze pozostały mi do wypowiedzenia przy odejściu z mego miejsca spoczynku na terenie szkolnym, to:
"Żegnaj "stara" szkoło!!!"
Aby po wakacjach mogło z mych ust wypłynąć przeciwieństwo tego zdania:
"Witaj "nowa" szkoło!!!"