Opis sytuacyjny
Kulig
Pewnego zimowego dnia, gdy mijało zimne popołudnie wybrałam się na długo wyczekiwany kulig. Pola i las były pokryte świeżym śniegiem. Ojciec mojej najlepszej koleżanki podjechał traktorem, do którego były przyczepione nasze sanki. Wyruszyliśmy z sanną, po ośnieżonej, nierównej i wyboistej drodze. Niekiedy na ostrych zakrętach z wybuchami śmiechu i radości spadaliśmy z sanek. Czasem, gdy pan przyspieszał głośno piszczeliśmy i krzyczeliśmy. Wjechaliśmy do pokrytego białym puchem lasu. Nagle, gdy byliśmy już głęboko w lesie na jednym z zakrętów, sanki zawirowały. Wszyscy zaczęli zderzać się ze sobą sankami. Wielu pospadało w wielkie zaspy. Ja też spadłam z sanek. Gdy po pewnym czasie wydostałam się z zaspy i rozejrzałam się wokół, wszyscy wyglądaliśmy tak samo. Byliśmy podobni do śniegowych
bałwanów, tylko brakowało nam marchewek. Jednocześnie śmiałam się i chciało mi się płakać. Okazało się, że chyba mam wybity serdeczny palec u prawej ręki. Później palec spuchł i prześwietlenie wykazało, że był złamany.
Pomimo nieszczęśliwego zdarzenia, kulig wspominamy mile i wesoło.